Myśląc o samochodzie z PRLu zawsze moje myśli biegną w stronę dużego fiata. Całe dzieciństwo nimi jeździliśmy. To też był pierwszy samochód, który jako dziecko naprawiałem. Uwielbiałem spędzać przy nich czas. Naturalnym jest więc, że mam i kanty, czy kanciaki – jak są również nazywane.
Historia tego samochodu jak zwykle jest przypadkowa. Wracałem z Fiatem 126 Silver na lawetce (pozdrawiam Krzyśka, od którego kupiłem Silvera) i sprawdzałem co po drodze można by jeszcze obejrzeć. Okazało się, że w małej wiosce w stodole stał klasyk, 125p na czechosłowackich tablicach. Podjechałem i zacząłem oglądać.
W stodole stała jeszcze 104ka, a przed nią 223. Nie udało mi się dogadać ws. Warszawy bo ktoś mnie ubiegł, jednak transakcję na Fiata sfinalizowaliśmy.
Z tego co zauważyłem w trakcie oględzin kant był oryginalnie szary, ktoś go przemalował na niebiesko. Jest bardzo zdrowy, korozja jest tylko powierzchowna i bardzo się cieszę, że udało się go znaleźć.
Po jakimś czasie po niego pojechałem i wstawiłem go do garażu, bez mycia, z tym samym kurzem. Czeka aż znajdę pasjonata co mi go poskłada i przywróci jego dawny blask. To kiedyś będzie piękny klasyk.
Do tego jeszcze dostałem drugi silnik, pewnie się przyda, jak nie do tego kanta to do innego.